Żarówka w Starożytności


Rysunek techniczny wykuty w ścianie

Dwóch austriackich badaczy, Peter Krassa i Reinhard Habeck, zaintrygowanych doświadczeniem z bagdadzką baterią, postanowiło potraktować poważnie starożytne opowieści o nie gasnących źródłach światła i odszukać dowody na ich istnienie w starożytności.

Natknęli się na nie w podziemiach starożytnej świątyni bogini Hathor w mieście Dendera (środkowy Egipt). Na ścianach jednej z komór znaleźli zadziwiające płaskorzeźby. Na wszystkich jest widoczny ten sam motyw: przedmioty przypominające gruszkowato wydłużone balony, które spoczywają w ukośnym położeniu na czterech podpórkach. Na dole przedmioty te zwężają się i są jak gdyby połączone z czymś, co przypomina kwiat o pięciu płatkach. Jego łodyga prowadzi do prostokątnego pojemnika. W każdej "gruszce" widoczny jest osobliwy wąż wyłaniający się ze środka "kwiatu" i wijący się w górę.







Od kiedy w 1869 roku francuski egiptolog August Mariette opublikował w pięciotomowym dziele rysunki zdobiące ściany świątyni w Denderze, nikt, mimo wielu prób, nie zdołał zinterpretować ich treści. Egiptolodzy wytłumaczyli jedynie poszczególne symbole na rysunkach, nie potrafiąc jednak przekonująco objaśnić znaczenia całości. Rysunki nie nawiązują bowiem ani do wierzeń, ani do ceremonii Dolnego czy Górnego Egiptu. Naukowcy stwierdzili więc, że przedstawiają one kamienie węży wyrastających z kwiatu lotosu będącego symbolem Górnego Egiptu - i to wszystko. O tym, czym miały być te kamienie węży, do czego służyły lub jaki obrazowały mit - ani słowa.

Jeśli jednak na owe tajemnicze rysunki spojrzymy oczami inżyniera elektryka, nagle wszystko staje się jasne - z magicznych obrazów przekształcają się w... rysunki techniczne!

Oto, jak zinterpretował je austriacki inżynier Walter Garn. Gruszkowate bańki to nic innego, jak olbrzymie żarówki. Wijące się w ich wnętrzu węże to obraz wyładowań elektrycznych, a kwiaty lotosu wraz z łodygami to oprawki z przewodem prowadzącym do prostokątnej "baterii bagdadzkiej". Całość uzupełniają tajemnicze podpory, zwane filarami "dżed" (symbol mocy), które, zdaniem Garna, nie są niczym innym, jak do dziś stosowanymi izolatorami w trakcjach wysokiego napięcia. Całość zaś narysowana jest z dużym znawstwem praw rządzących elektrycznością.

Nie bez znaczenia jest też widniejąca przy każdym z rysunków postać boga nauki Thota, który, według egipskich podań, miał niegdyś spłynąć z nieba i przynieść ludziom światło.


Znikające tony kamieni


Ale to nie wszystko. By ciągłe wyładowanie elektryczne mogło po pewnym czasie wypełnić światłem szklaną żarówkę, w której nie było spirali, potrzebna jest choćby częściowa próżnia. Czy Egipcjanie potrafili rozwiązać ten problem?

Przez długi czas wydawało się, że pytanie to pozostanie bez odpowiedzi, gdyż zwolennicy "elektrycznej teorii" nigdzie nie mogli znaleźć jakiegokolwiek śladu urządzenia podobnego do pompy próżniowej. Jeśli świątynia w Denderze była swojego rodzaju świątynią starożytnych tajemnic naukowych, to oprócz "instrukcji" budowy samej lampy powinna kryć w sobie sposób uzyskiwania próżni w żarówkach. Tymczasem na ścianach komór świątyni niczego takiego nie znaleziono.
I oto przy rozwiązywaniu tej zagadki natrafiono na trop afery kryminalnej. Na pierwszy jej ślad natknięto się podczas ponownego studiowania dzieła Augusta MarietteŐa dotyczącego świątyni w Denderze. Znaleziono tam rysunki, które miały ponoć pochodzić z podziemnych komór świątyni, a których... tam nie było!

Zajmujący się tą sprawą egiptolog Peter Ehlebracht wpadł na trop bezprecedensowego rabunku. W 1973 roku nieznany sprawca w biały dzień wywiózł z jedenastu komór świątyni ważące kilkanaście ton płaskorzeźby!

Jak to się stało, że operacja oddzielania płyt od ścian świątyni, która musiała trwać kilka miesięcy, nie została przez nikogo zauważona?! Pytany o to szef policji w Kairze odpowiedział Ehlebrachtowi jednym zdaniem: Niech Pan nie pyta o wydarzenia z 1973 roku!

Wydaje się oczywiste, że owa "kradzież" musiała być uzgadniana na najwyższych szczeblach władzy. Cóż takiego było na tych płytach, co starano się ukryć? Czyżby płyty zdradzały tajemnice o wiele większe niż "zwykła elektryczność"?.

Kopiujący płaskorzeźby w połowie XIX wieku Mariette nie zdążył, niestety, przekopiować wszystkiego. W jego książce znajduje się jednak rysunek przedstawiający egipskich kapłanów, którzy usuwają jakąś ciecz z urządzeń przypominających pompy. Zapewne Mariette nawet nie zdawał sobie sprawy, jakie jest znaczenie kopiowanej płaskorzeźby, gdyż nie wiedział o istnieniu elektryczności, a Edison wynalazł żarówkę dopiero w 1871 roku.

Nie mógł też więc wiedzieć, że za pomocą pomp strumieniowych można uzyskać próżnię. Wszystko jednak wskazuje na to, że wiedzieli o tym starożytni Egipcjanie. Zapewne nalewali oni do szklanej bańki wodę, która usuwała z naczynia powietrze, a potem wypompowywali wodę. Nawet jeśli uzyskiwano spadek ciśnienia powietrza w szklanej gruszce jedynie do poziomu 40 torów (ciśnienie 40 mm słupa rtęci), to i tak elektryczna iskra mogła się "rozpalić", dając światło.



Złoto z winogron

Wszystko zaczęło się pewnego gorącego popołudnia, 18 lipca 1936 roku pod Bagdadem. Podczas zasypywania jednego ze stawów, który był wylęgarnią przenoszących choroby zakaźne komarów, natrafiono na ruiny zasypanego piaskiem pustyni miasta Partów. Wezwana natychmiast ekipa archeologów pod kierunkiem Niemca, Wilhelma Koeniga, zabezpieczyła przed zniszczeniem miejsce znaleziska i przy poparciu bagdadzkich władz rozpoczęła regularne prace archeologiczne.

Pośród różnego rodzaju zabytków natrafiono na gliniane naczynie ze skorodowanym miedzianym prętem w środku i wypełnione zaschłą cieczą - sfermentowanym sokiem z winogron.




 
 
Dzisiaj stronę odwiedziło już 251670 odwiedzającytutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja